sobota, 28 czerwca 2014

ROZDZIAŁ VIII

Budzi mnie pielęgniarka, robi coś przy mojej ręce, po chwili zauważam tkz. motylka.
- Po co mi pani założyła wenflon ?
- Musisz dostać kroplówkę i...
- NIE !! Ja chcę tylko się stąd wydostać !
- USPOKÓJ SIĘ ! Proszę !
Odpuściłam jej. Mogłaby mi podać coś na sen lub ...
- Czy kiedy skończy się kroplówka mogę się przejść do sali nr 5 ?
- Dobrze ale nie bądź za długo.
Kiwnęłam głową.
Kroplówka jakby na złość wolniej spływała.
Od razu po tym jak pielęgniarka odłączyła mnie od kroplówki, poszłam do sali, ale Rossa tam nie było. Poszłam go szukać, ale na próżno. Kiedy przechodziłam koło punktu pielęgniarskiego, zorientowałam się, że tam też nikogo nie ma.
Przebieram się i uciekam z oddziału. Im dłużej szłam, tym bardziej miałam złe przeczucia.
Znalazłam Rossa przed szpitalem.
- O już jesteś. Jeszcze chwila i bym się po ciebie cofał.
Miał na sobie czyste ubranie. Opierał się o karetkę. Chwilę po tym jak zauważyłam karetkę, Ross wymachiwał mi kluczykami z pełnym uśmiechem.
- Ty.. Ale jak ...
Uśmiechnął się półgempkiem spuszczając głowę. Wyciągnął z kieszeni strzykawkę i pudełko z tabletkami w białym opakowaniu z zieloną nakrętką.
- No proszę ! Czemu na mnie nie czekałeś ?
- Tak jest szybciej !
- A jak to zrobiłeś, że wszyscy śpią, przecież to nie starczyłoby ci dla wszystkich...
- Widzisz trafiłem idealnie przed porą na kawkę i dorzuciłem im sproszkowane LP i proszę !
- Lekarze to debile, no bo żeby nie zauważyć, że ktoś im dosypuje narkotyki do napoju ! Ale wiesz dla nas lepiej !
- Fakt ! Miałaś dobry pomyśl. A ile mamy czasu zanim się obudzą i..
- Zależy ile gramów LP miała tabletka im więcej tym dłużej działa.
- Dodałem lekarzowi i kilku pielęgniarkom jeszcze ze strzykawki, może to coś da ?
- Z pewnością ! Mogą spać albo trzy, cztery godziny albo dobę !
- Poważnie ?!
- Tak ! Wiesz to zależy również od organizmu... Mniejsza ! Nie mamy na to czasu ! Wsiadaj do karetki !
Jednym plusem jechaniem karetką jest to, że można włączyć koguta i wszyscy na drodze muszą cię przepuścić no i można przejechać na czerwonym.
Musiałam zasnąć, bo kiedy się obudziłam byłam na noszach.
Kiedy wyjrzałam za okno zorientowałam się, że jesteśmy za miastem.
- Ross, dokąd jedziemy co ?
- Muszę jechać inną trasą. Atostradę zamknęli no i jestem zmuszony jechać przez pola i tkd.
Włączyłam radio. Mężczyzna, który akurat nadawał na stacji, informował o wypadku na atostradzie A2, przez co większość kierowców jest zmuszony objechać autostradę, żeby dojechać do najbliższego połączenia...
Patrzyłam na pola. Z nudów liczyłam głośno krowy, które były na polu.
W pewnej chwili coś w nas uderzyło. Podeszłam do tylnej szyby w drzwiach karetki. Jakaś ciężarówka w nas uderzyła, po chwili znów to zrobiła, przez co upadłam na podłogę.
- Ej ! Nic ci nie jest ?
- Nie ! Co jest z tą ciężarówką ?
- Chyba nas nie lubi.
Znów uderzenie.
- Co ty nie powiesz?! Może ją przepuść ?
- Spróbuje.
Ross zjechał na drugi pas. Ciężarówką przyspieszyła. Właściwie to był bardziej czarny wan. Zapamiętałam rejestrację - KJG097- choć nie wiem czy to pomoże...
Przez chwile jechaliśmy normalnie, już myślałam, że się od nas odczepili, gdy wan zaczął nas spychać w pole zboża obok nas.
Udało mu się.
Ostanie co pamiętam to ogromny ból głowy i śmiech...

czwartek, 12 czerwca 2014

ROZDAŁ VII

Mam ochotę wybuchnąć śmiechem i nie wiem co mnie powstrzymuje...
- Znalazłam coś na korytarzu, pewnie wypadło kiedy cię przenosili do sali.
Fiona podała mi strasznie zgniecioną kartkę, która wyglądają na taką co przeżyła wojnę...
- To lista, którą ci dałam, pamiętasz?
- Tak ! Przecież nie miałam amnezji ! Po co mi to dajesz ?!
- Chce żebyś to do końca przeczytała.
- Eh... Nie ! Przez tą twoją listę o mało nie zginęłam !
Zanim daję jej dojść do słowa podchodzi lekarz.
- Panie wybaczą ale pacjenci już się obudzili.
- Mogę do nich wejść ? - pyta Fiona.
- Proszę - mówi lekarz wskazując na drzwi.
Odruchowo idę do sali, którą przed chwilą wskazał.
- Ty nie ! - mówi lekarz.
- Ale ona może ??!! - pokazuje palcem na Fionę, która wyjaśnię szczerzy do swego szefa.
- Ona jest dorosła, a po za tym pracuje w policji.
- Tak, za krzesełeczkiem pijąc kawę !!
- Ta pani jest żoną pana Whinstona.
On chyba żartuje, jaki idiota.
Wybucham śmiechem, ale później wpada mi do głowy plan.
- A czy może wejść narzeczona ?
Zdziwił się lekko. Pierwszy raz w życiu cieszę się, że wyglądam na starszą.
Lekarz wchodzi pierwszy do sali i mówi coś do Rossa. Widzę, że ten się śmieje i potakuje. Kiedy lekarz wraca mogę wejść.
- Witaj moją narzeczono !! - mówi Ross rozbawiony z wielkim uśmiechem.
- Nie ciesz się tak !
Czuję, że robię się czerwona.
- Spokojnie.
Trochę się zasmucił, jakbym odrzuciła zaręczyny....
- Chce się stąd jak najszybciej wydostać !
- Spokojnie. Nie dawno cię przywieźli a ty masz dość ?
- Wiesz dziwię się, że nie chcieli cię wpuścić skoro też jesteś pacjentem- mówie zmieniając temat.
- No w sumie racja, ale ten lekarz jest opóźniony w rozwoju po za tym nie jestem leżącym pacjentem, chcieli mi dać sale, ale uznali, że szybko dochodzę do siebie...Debile !! Mniejsza, chce, żebyś mi coś obiecała możesz ?
- No dobrze.
- Proszę cię to ważne !
- Dobrze ! Dobrze ! O co chodzi ?
- Chcę żebyś pomogła mi stąd uciec.
W pierwszej chwili myślę, że Ross żartuje ale on jest bardzo poważny.
- Posłuchaj, nie chcę żebyś źle mnie zrozumiał ale wolę żebyś został tu jeszcze parę dni. Zostałeś nieźle pokiereszowany i lepiej będzie jak zostaniesz na obserwację.
- Eh... Wiem, że się martwisz nawet jeśli nie chcesz się do tego przyznać, ale oni to uknuli !!
- Słuchaj Ross upadłeś na głowę czy jak !?
Patrzy na mnie tymi swoimi niesamowitymi oczami a ja znów na chwilę odpływam...
- Proszę - mówi to tak cicho, że prawie nic nie słyszę.
- Zgoda. Jak chcesz to zrobić ?
- Dzięki !! Uwielbiam cię ! A plan jest taki, że na początek trzeba się pozbyć lekarza żebyśmy mogli spokojnie się stąd wydostać.
- Okej rozumiem. Ale jak ty chcesz to zrobić ?
- No właśnie nie mam pojęcia.
- Może ja mam coś wymyślić ?
Ross przytakuje. Przez długa chwilę nikt nic nie mówi próbując coś wykombinować, gdy nagle doznaje olśnienia.
- Mam ! Możemy go uśpić !
- Niby jak ! Nie możemy mu podać narkozy !!
- Wiem przecież !! O może narkotyki ?
- Zwariowałaś !!
- No co to leprze od narkozy. Tylko skąd my weźmiemy narkotyki i co mu podamy ?
- Może LSD ? A ty załatwisz ! W końcu jesteś gliną ?!
- To, że jestem gliną nie znaczy... Chociaż, mój przyjaciel handluje na czarnym rynku i na pewno ma tam między innymi LSD !
Zaskoczył mnie. Nawet bardzo. Nie sądziłam, że Ross może kryć swojego przyjaciela...
- To wspaniale ! Ale jak go przekonasz żeby to przywiózł do szpitala ?
- To przecież mój przyjaciel ! Spokojnie Laura, zadzwonię do niego i obgadam wszystko !
- Wszystko pięknie i ładnie ale jak chcesz uciec ze szpitala no bo raczej nie pieszo...
- Może karetką ?
Wydaję z siebie dziwny dźwięk, jakby połączenie śmiechu z poddenerwowaniem.
- Uważaj bo to takie proste, zresztą karetką nie jest zbyt szybka, chcesz nią jeździć ?
- Pojedziemy nią pod jeden z największych placówek policji. Wiesz, że w takich miejscach mają pełen parking superowskich aut !!
- Mam nadzieję, że wiesz jak trafić pod taką placówkę ?
- We mnie nie wierzyć ? Bo się obrazę - powiedział ironicznie Ross z uśmiechem.
- Niech będzie dzieciaku, a teraz dzwoń po tego kumpla a ja wracam do zabiegowego. I proszę. Nie uciekajmy dzisiaj.
Chyba odruchowo chciał się kłócić ale zrezygnował.
- Dobrze. Dziękuję !
Uśmiechnęłam się a Ross przejechał palcem po moim policzku. Odruchowo złapałam go za rękę a on ja pocałował.
Wróciłam do sali z lepszym humorem, a ponieważ byłam mega zmęczona, poszłam spać.

czwartek, 5 czerwca 2014

ROZDZIAŁ VI

Pierwszy zauważa mnie Ross. Wygląda na to, że nieźle sobie radzi, no ale mimo wszystko potrzebuję pomocy.
W kącie pomiędzy sprzętem służbowym a nie naładowaną bronią leży Pan Whinston, ma zakrwawioną twarz ale oddycha.
Nie wiem czy powinnam do niego podbiec czy rzucić się na mordercę i jakoś pomoc Rossowi.
Jestem w kropce. Ale większą część mnie każe pomoc Rossowi a nie marnować czas na i tak nieprzytomnego faceta. Lepiej będzie gdy później się nim zajmę.
Wyjmuje wcześniej przygotowaną prowizoryczną broń, niestety nie mogę ryzykować przypadkowego zestrzelenia Rossa.
Nagle zauważam mały łańcuch przyczepiony do starych drzwi.
Biorę nogą zamach a łańcuch przecina się na pół. Biorę większa połowę i zachodzę od tyłu mordercę. Zarzucam mu na szyję łańcuch i z całej siły przyciągamy do siebie przez co zaczyna się dusić.
- Teraz !! - krzyczę do Rossa, który ma niedaleko od siebie nóż. Na szczęście zrozumiał wiadomość.
Ale zanim zdążył oddać być może śmiertelny cios, mężczyzna przerzuca mnie przez siebie a ja z całą siłą padam na ścianę.
W pierwszej chwili jestem zdezorientowana. Ale budzę się gdy widzę jak Ross trzyma się za krwawiące ramię. Nie mam wyboru. Sięgam po moja broń i oddaje strzał. W jednej chwili widzę jak pada morderca, który oddaje swój ostatni strzał prosto w Rossa.
Wydaję z siebie dziwny krzyk.
Kiedy podbiegam do Rossa widzę, że ma przestrzeloną klatkę piersiową. Wygląda na to, że kulą nie przebiła jego serca ani jego płuc, ale mimo to powinien jak najszybciej trafić do szpitala.
Dzwonię po karetkę, która przyjeżdża parę minut później. Karetka zabiera również mnie.
Mordercę wkładają do czarnego worka.
Przypomina mi się dziewczyna którą zabił na korytarzu. Kiedy mówię o tym ratownikom oni są już w karetce. Jeden z nich idzie sprawdzić korytarz lecz kiedy wraca oświadcza iż nic tam nie ma oprócz wyraźnego śladu walki.
Jedziemy do szpitala.
Pytam lekarza który podłącza tlen Rossowi oraz jego szefowi. 
- Wyjdzie z tego ? - pytam lekarza, który podłącza aparaturę do mierzenia stabilności serca.
- Wydaję mi się, że tak ale najpierw musimy mu zrobić rentgen żeby zobaczyć w jakim miejscu jest kula dopiero w tedy będę coś wiedzieć. A jeśli chodzi o tego tutaj - wskazał palcem na Whinstona - to nic mu nie będzie.
On mnie akurat mniej interesuje.
Lekarz zaszywa mi ramię gdy musimy stanąć przez korek na autostradzie.
Kiedy dojeżdżamy na miejsce, zostaje otoczona przez mase pielęgniarek.
Kiedy chce wejść do sali na której leży Ross, nikt mi nie pozwala.
Czekam na nie wiadomo co.
Nagle słyszę kroki zza drzwi. Modlę się żeby to nie był ten głupi morderca. Nie miałabym siły na ucieczkę.
Odruchowo wstaje, ale od razu siadam. Cała adrenalina dzisiejszego dnia już ze mnie zeszła.
Do sali wchodzi Fiona.
- Jak się czujesz ? - pyta. Znów ma podkrążone oczy.
- Po co pani tutaj przyszła ?
Jej i tak wymuszony uśmiech znika z twarzy.
- Chciałam zobaczyć jak z Whinstonem. Martwię o niego
Chyba raczej o jego kasę. No ale jednak. Mówiąc o nim jej oczy się rozbłysły. Uśmiecham się od ucha do ucha kiedy domyślam się jej prawdziwe dobre intencje do swojego szefa.
Fiona się zakochała.