środa, 20 maja 2015

ROZDZIAŁ XVII

Wyszłam ze strzelnicy.  Mina Jerego nie sprawiała mi już takiej satysfakcji.
Idę na duże pole po czym siadam na trawie i wpatruje się w mur.
Zastanawiam się czy nie lepiej jeśli sama spróbuję znaleźć Rossa.  A co jeśli zdołał uciec i biega gdzieś w tym lesie?  Jeśli odnalazłabym miejsce gdzie jest lub już nie to oboje wpadliśmy w pułapkę.  Natomiast jeśli pozwolę mu mnie znaleźć będzie równie beznadziejnie. Ludzie,  którzy nas porwali muszą nas widzieć,  muszą wiedzieć gdzie jesteśmy.  Tylko po co byłoby to wszystko?
Do jasnej cholery! 
Może chodzi im o tego dziwaka ze szpitala,  który chciał mnie zabić? Przecież w końcu go nagrałam!
Hmmm...  z drugiej strony wątpię aby oni byli ze sobą powiązani. I wątpię żeby to nagranie było cokolwiek wartę.
Musi być coś jeszcze.  Musiałam coś przegapić...  Tylko co?
Najgorsze,  że nie wiem jak znaleźć Rossa i jednocześnie nie doprowadzić do naszej śmierci.
Kładę się z uczuciem bezsilności na trawę spoglądając na błękitne niebo.
Boże co mogę zrobić?

Gdy tak leżę z zamkniętymi oczami, słońce miło gładzi mnie po twarzy. Jednak za chwile pojawia się cień.
- Przeszkadzam Ci ?
Otwieram oczy i widzę stojącą na de mną Andzele.
- Niby w czym ? - mówię chyba trochę oschle
- Eh.. Chciałam się spytać czy nie chciałabyś się przebrać?
Przez chwile nie wiem czemu miałabym to zrobić. Potem patrze na siebie i widzę, że nadal jestem w tej koszuli.
- Tak chętnie.
Wstaję.
Jeny ... Jak mogłam zapomnieć, że nie mam na sobie normalnych ubrań. Przecież nawet nie mam butów...
Andzela prowadzi mnie z powrotem do głównego budynku.
Idziemy korytarzem, potem wchodzimy po schodach na pierwsze piętro. Tym razem szłam sama bez pomocy.
Ten budynek jest tak wielki w środku, że bez problemu mógłby robić za labirynt.
Dziwnie jest tak iść w milczeniu gdy Andzela prowadzi mnie to w lewo, to w prawo.
- Długo już tutaj pracujesz ?- pytam trochę niepewnie.
Zawsze byłam nieufna a patrząc na ostanie okoliczności...
- Od jakiś dwóch lat. Jery wraz z małą kompanią uratował mnie z płonącego szpitala gdzie byłam młodszą pielęgniarką.
Zatkało mnie.
Znów idziemy w milczeniu.
Andzela przerywa milczenie gdy stajemy przy metalowych drzwiach.
- To tu - mówi otwierając drzwi.
Wchodzimy do sporego pomieszczenia, które przypomina spiżarnie. Są tu ogromne kolumny wysokie na 2,5 metra i szerokie na 10 z żywnością, głównie w puszkach lub konserwach. Jedna półka największą ze wszystkich jest zaopatrzona w litrowe baniaki z wodą.
Przechodzimy przez kilka półek aż dochodzimy do chyba najmniejszej wzrostem półki, która sięga mi do brzucha. Andzela schyla sie i otwiera drzwiczki po czym wyjmuje latarkę.
- Jaki nosisz rozmiar spodni ? - pyta nagle.
- Em... Chyma M
- A bluzki ?
- L
Szuka czegoś przytrzymując latarkę podbrudkiem. Po może dwóch minutach podaje mi spodnie moro w rozmiarze M. Wyjmuje też kurtkę, która wydaję się być luźna.
Potem podaje mi czarną bluzkę na ramiączkach i skarpetki.
- Jeszcze buty ... - mówi zamykając szafkę po czym podchodzi to innej, która stoi nie daleko.
- 41! - mówię zanim Andzela otwiera usta.
Podaje mi czarne glany w rozmiarze 41.
- Eh.. Nie żeby coś ale pewnie nie macie bielizny ? - mówię kompletnie czerwona ze wstydu. Trochę głupio o to pytać...
- Ehh... Mam nowy komplet bielizny... Może bedzie pasować.
Obie w milczeniu wychodzimy z pomieszczenia. Obładowana ubraniami podążam za Andzelą a konkretnie za jej nogami bo tylko to widzę.
- Uwaga na schody! - mówi gdy skręcamy w kolejną uliczkę.
- Niezły labiryt z tego budynku !
Nie odpowiada.
Jesteśmy w korytarzu, którego jeszcze nie widziałam. Jest pomalowany na zielony kolor ale sufit ma kolor błękitnego nieba... Przez ten sufit zrobiłam się smutna. Podobny kolor mają oczy Rossa ...
Wchodzimy do pokoju, który Andzela otwiera małym kluczykiem.
Pokój jest mały ale dość przytulny. Jest tam jedno łóżko i biurko oraz nie wielka szafa. No i gigantyczne okno, które zajmuje pół ściany!
Andzela podchodzi to szafy i wyjmuje mały szary worek, jest wielkości połowy pudełka po butach.
- Proszę.
Mówiąc to kładzie mi woreczek na butach.
- To twój pokój? - pytam.
- T-Tak. Chodźmy już...
Wręcz wyciągnęła mnie z pomieszczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz