poniedziałek, 12 stycznia 2015

ROZDZIAŁ XIII

Nie jestem pewna co tak właściwie się stało ...
Ale wiem, że coś jest nie tak. Nie mogę się ruszyć i jestem w środku lasu. Moja chusta całkiem przeciekła od krwi.
Czuję się tak jakbym była sparaliżowana. Jeśli w ogóle coś mogę czuć ...
Patrzę w szare niebo i przelatujące ptaki. Nie czuję żadnego bólu. Nie pamiętam co się stało ... Nie takiego stanu niewiedzy !
Sądząc po niebie jest późny ranek.
Słyszę rozkoszny szum wiatru i śpiewanie ptaków.
Od dawna nie mogłam tak po prostu być długo w jednym miejscu. A teraz jestem do tego zmuszona ...
Przez to, że nie mogę się ruszyć, zaczynam za dużo myśleć.
Myślę o Rossie. Czy wszystko z nim w porządku, czy jeszcze żyje i czy go jeszcze zobaczę.
Nie wiem czemu ale myślę o Fionie i o tym łysym czubku...
Chcę być gdzieś gdzie będę bezpieczna. Mam dość uciekania.
Leżę na trawie zmieszanej z błotem.
Łazi po mnie jakieś robactwo! Ochyda ! Nawet nie mogę ich zdmuchnąć. Beznadzieja !
W pewnej chwili przypominam sobie co się stało.
Jacyś ludzie mnie zaatakowali. Nie miałam czym się bronić.
Dziwne... myślałam, że dostałam. Ale nawet jeśli to czemu mieliby mnie zostawić samą w lesie ?
Czy nie zabraliby mnie ?
Lub nie zabili ?
Skoro mnie już dopadli to dlaczego mnie tu zostawili sparaliżowaną ?
Może uznali, że coś mnie tu zje...
Nie mam pojęcia.
Zaczynam ruszać palcami od rąk i nóg.
Co znaczy, że za jakieś dwie godziny prawdopodobnie będę mogła całą się ruszać.
Gdzieś za mną słyszę co jakiś czas coś w rodzaju ryczenia.
NIECH TO NIE BĘDZIE TYGRYS !
Raz jest głównie i wyraźnie a po chwili słychać tylko wiatr.
Czas się dłuży gdy możesz ruszać tylko dłońmi.
Paraliż jest nie równy. Lewą ręką już prawie mogę ruszać ale prawa, no cóż tylko dłonią.
Słońce mnie parzy.  Jest południe a ja robię pierwszą próbę wstania.  Chwiejnym krokiem idę w stronę najbliższego drzewa.  Po chwili na nie upadam.
Przede mną ciągnie się nie wielkie pasmo górskie.
Gdzie ja jestem?
Sama w środku lasu bez broni,  nogi jak z waty a w dodatku znów słyszę to ryczenie. 
Cudownie.
Nagle słyszę wybuch.  Gdzieś daleko przede mną.  Widzę jak gromada ptaków ucieka. 
Ten wybuch brzmiał jakby ktoś użył dynamitu,  ale w niewielkiej ilości.
Podobnie robią nie którzy żołnierze żeby sprawdzić czy ściana wytrzyma małe natężenie jeśli tak to ustawiają więcej dynaminu.  Zazwyczaj robi się tak by się wydostać np.  z jaskini.
Ktoś musi sprawdzać konstrukcje jakiejś budowli czy czegoś innego.  Nie wiedzą,  że takie coś jest bardzo zgubne.  Zwłaszcza jeśli ktoś jest w środku. Postanawiam iść w tamtym kierunku.  Jeśli to żołnierze to powinni mi pomóc. 
Może uda mi się tam dotrzeć. 
Nadal tule się do drzewa.
Po chwili wpadam na pomysł.  To drzewo ma długą grubą gałąź.  Jest na tyle nisko bym do niej do skoczyła i spróbowała ją złamać. 
Po kilku minutach biedne drzewo poddaje mi się.  Mam teraz laskę do podtrzymania.
Mam nadzieję,  że ten tygrys czy co tam to było również przestraszyło się wybuchu i uciekło.
Raz kozi śmierć.
Wchodzę do lasu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz