czwartek, 11 września 2014

ROZDZIAŁ X

Rano jestem wtulona w gałąź drzewa. We włosach mam liście a na ubraniu mech. Moje ubranie jest brudne od krwi . Moja rana na ramieniu się papra i nadal krwawi. Bok tak samo. Powinnam to przemyć...
Spoglądam w dół. Trzech strażników śpi przy moim drzewie. Skąd wiedzieli....
Nagle dostaję olśnienia. Nademną są spore żołędzie. Biorę kilka i rzucam z całej siły przed siebie. Nic. Oni nadal śpią. Rzucam jednym żołądkiem w głowę strażnika. Budzi się. Od razu rzucam kolejnym gdzieś daleko w krzaki będące przede mną. Pierwszy strażnik budzi pozostałych. Pokazuje w stronę hałasu. Klucz się o coś. Rzucał znowu.
Tym razem idą w stronę hałasu.
Pomału schodze z drzewa. Biegne przed siebie próbując nie wydać żadnego dźwięku.
Biegne tak chyba z godzinę gdy uświadamiamy sobie, że nikt mnie nie goni.
Rozglądam się.
Dookoła mnie jest las.
Nie słychać nic prócz szumu drzew i śpiewu ptaków. Fajne miejsce na biwak.
Patrzę w górę. Kilka zwykłych ptaków przeleciało nad moja głową.
Chcąc, nie chcąc wchodzę na drzewo żeby patrzeć na to z góry. Gdzieś dalej widzę małą smugę dymu od ogniska.
Jest daleko.
Idę mniej więcej w jej stronę.
Jestem godna.
Po paru minutach widzę sarne.
Zauważyła mnie. Patrzy na mnie. W ogóle nie ucieka.
Jaka szkoda, że nie mam jak jej upolować.
Nie daleko sarny jest skala przypominająca kliw. U góry coś jest. Jakieś drewno. Ktoś krzyknął. Przy samej krawędzi jest nie wielki pojemnik. Chyba ktoś go potrącił. 
Podchodzę bliżej kliwu, sarna nadal tam jest, nawet nie zwraca na mnie uwagi, coś je.
JAGODY !!
Biorę kilka i im się przeglądam. Rozłamuje jedną i wącham. Wygląda na jadalną.  Jem parę żeby zagłuszyć coraz głośniejsze burczenie  żołądka. Dosłownie wczołguje się na górę.
Około pół metra od końca skały słyszę męski głós.
Wyglądam lekko. Zauważam niewielki przewalony stół. Biegnie w jego kierunku.
Chowam się za niego. Jest spory. W stół wybity jest czekan. Udaje mi się go zdjąć. Nie jest to łatwe gdy jednocześnie musisz się chować.
Wyglądam lekko ponad stół. Dwóch mężczyzn rozmawia niedaleko mnie. Rozdzielili się. Jeden stoi tyłem do mnie dość daleko ode mnie. Jest wysokim brunele w czarnym stroju. W prawej ręce trzyma biała maskę z  .Rozmawia przez telefon. Drugiego nie widzę od razu. Kiedy widzę tego drugiego jest niedaleko mnie. Dokładnie idzie w moja stronę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz