sobota, 24 maja 2014

ROZDZIAŁ V

Uciekam przez główny korytarz i dziwię się nie mogąc znaleźć drogi ucieczki. Nie wiem czy tamten facet mnie goni czy nadal tam leży zdziwiony.
W pewnej chwili znajduję drzwi. Odrazu do nich podbiegam jednak są zamknięte. Skręcam w prawo i znów biegnę, kiedy docieram do schodów pożarowych już tak starych, że mogą prowadzić tylko na górę.
Nie wchodzę, gdyż nie widzę w tym sensu. Utknęłabym wtedy na dachu, co nie byłoby zbyt rozsądnym rozwiązaniem gdy goni cię morderca. Odruchowo parze do tyłu by sprawdzić czy przypadkiem mnie nie goni. Kiedy znów się odwracam on stoi przede mną.
Wygląda tak jakby nic się nie stało, jakby nie oberwał kulą. Patrzy na mnie takim zwrokiem, że w tej chwili się go boję. Nie mam zamiaru uciekać. Wystarczy, że popełniłam już jeden błąd i nie chcę popełnić kolejnego. Mężczyzna wyjmuje karabin i celuje we mnie.
Ku mojemu zdziwieniu zabójcy zabrakło amunicji, ale zanim ją zmienił zabrałam mu karabin. Chowam go ale ból przypomina mi o krwawiącym ramieniu. Karabinem poddcinam mordercę ale ten wyjmuje nóż i przejeżdża po moim łydce. Ból jest spory. Ale nie mam teraz na niego czasu. Wymierzam porządnego kopniaka prosto w głowę mężczyzny. Pada od razu. Zabieram mu nóż i amunicję. Rozdzieram kawałek materiału z bluzki i przewiązuje sobie łydkę oraz ramię. Patrzę prosto w włączoną kamerę na de mną z niedowierzaniem.
Dlaczego nikt nie zareagował na to całe zamieszanie !! Przeciesz on zabij tamtą dziewczynę.
Tutaj prawie w każdym kącie są kamery, jeśli umiałabym picie z automatu chyba od razu by mnie złapali !! A teraz !! Ani żywej duszy !
Chyba, że pracowników od monitoringu też w częściej zabił. To by nie było nawet takie głupie. Wtedy jego ofiara spadłaby w pułapkę i to bez wyjścia. Nikt nie mógłby zawiadomić policję bo nie miałby jak !
Zamiast jeszcze bardziej zagłębiać się w temacie postanawiam sobie schować to co zabrałam. Może powinnam go zabić skoro on chcę zabić mnie.
Ale go już nie ma. Zostało po nim tylko kilka śladów krwi.
Przeładowuje sobie broń. Niestety praktycznie zero amunicji. Ale wpadam na inny pomyśl. Nóż przykręcana w taki sposób do broni żeby można było wystrzelić w raz z nim. Dzięki czemu będzie większa siła przy wyczucie, co powinno spowodować zgon na miejscu. Jednak takie rozwiązanie daje mi tylko jeden strzał więc muszę uważać.
Jeden strzał będzie decydował czy wstanę jutro rano.
Idę do wyjścia a gdy wchodzę do sali ćwiczeń ten sam facet szarpie się z Rossem.

Rozdział IV

Słysząc powolne kroki mężczyzny, chowam się za automat. Muszę uspokoić oddech i chwilę pomyśleć. Rozglądam się na boki w poszukiwaniu odpowiedzi... I nic.
Może jak spróbuje wejść na klatkę schodową to uda mi się uciec lub ewentualnie udać, że nic nie widziałam. Wyłączam dyktafon i chowam do kieszeni.
Zaraz... Czemu jest tak cicho...
Przede mną nikogo nie ma...
Okej... Muszę iść prosto...
- Tylko się nie odwracaj... Nie odwracaj...- myślę
Dobra...raz się żyję ...
Idę przed siebie zmuszając całą sobą by się nie odwracać...
Po chwili znów słyszę kroki...
Odruchowo przyspieszam... Szukam wzrokiem wyjścia...
- Ej... Ty ! Stój !!.- mówi ten sam chrapliwy męski głos co wcześniej.
Zwalniam ale się nie zatrzymuje.. Nie mam pojęcia co powinnam zrobić... Stoję , ale wciąż patrzę przed siebie... Nie wiedzieć czemu coś mówi mi, żeby się nie odwracać... Mężczyzna się zbliża, jeszcze go nie widzę ale kroki są głośniejsze.
Staję przede mną.
Ma charakterystyczną twarz.
Jest wyższy ode mnie ale nie wiele, przez co kiedy stanę na palcach jestem jego wzrostu. Mężczyzna jest nieźle umięśniony i ma kilkanaście blizn. Jest całkiem przystojny. Z pleców wystaje coś wypukłego, kiedy się przyglądam zauważam fragment broni. Za pasem również ma broń a w prawej nogawce przy bucie, nóż.
Patrzę mu w oczy.  Są brązowe i wściekłe oraz trochę znudzone.
- Co ty tutaj robisz laleczko ?
- Chciałam tylko kupić sobie picie- próbuje mówić spokojnym tonem.
- A powiedz mi... Dawno przyszłaś - mówi okrążając mnie do okoła.
- Przyszłam niedawno. - mówię spokojnym tonem i kamienną twarzą chociaż serce wali mi jak oszalałe.
Kiedy tak chodzi wokół mnie mogę przyjrzeć się jaką broń ma przy sobie i dziwię się gdy rozpoznaje karabin 22. Jak na miastowego zabijakę to z pewnością nie typowa broń..
Nie jestem pewna, czy powinnam biec czy stać.
- W porządku. Powiedz mi wiesz może gdzie znajdę Whinstona ? To taki stary facet w granatowym garniturze.
- Nie. Nie widziałam go. Czy mogę już sobie iść ?
- Hmmm... Nie. Wiem, że kłamiesz i mi za to zapłacisz,
Mężczyzna łapię za pistolet. Ma zamiar wyciągnąć go w moją stronę.
Wykonuję kopnięcie z półobrotu przez co wytrącam mu pistolet z ręki.
Wygląda na zaskoczonego. Uciekam a on sięga po karabin
Chowam się za automatem przy którym znajduję się gaśnica. Zdejmuję ją z uchwytu i strzelam  prosto w nieznajomego.
Mężczyzna oddaje na ślepo kilka strzałów.
Na szczęście nie dostałam. Muszę  tylko ostrzec Rossa przed tym kolesiem.
Kiedy nam zamiar biec w stone wyjścia, pocisk zachacza o moje ramię. Przez zdziwienie nie czuję bólu. Odwracam się. Facet chcę wycelować prosto w moją głowę.
Słyszę strzał. I padam na ziemię. W ostatniej chwili przed zabójczym strzałem.
Ten gościu serio chcę mnie zabić.
Po chwili zauważam, że nie daleko automatu nadal leży Cold M1911 i postanawiam ją zabrać. Nawet nie myślę o konsekwencji tego czynu. Chcę tylko przeżyć.
Udaje mi się zabrać broń. Nie potrafię go zabić ale celuje w rękę przez co wypada mu broń. Strzelam jeszcze raz w ramię, chowam broń za pas spodni i uciekam do wyjścia.

piątek, 23 maja 2014

Rozdział III

Wchodząc do ,,pokoju"(wygląda jak składzik ..) zauważam że stoi tylko jedno łóżko, nawet cieszy mnie fakt nie mienia współlokatorki.
Kiedy się rozpakowuje z jeansów wypada kartka. Jest to trochę pognieciony plan Fiony.
Z ciekawości spoglądam na punkt drugi: W dniu 12.09 stawić się na komendzie głównej policji przy Street Crose 33/67 o 13.
Kurczę to dziś !
Odruchowo patrzę na zegar, jest 9.
Na szczęście mam jeszcze trochę czasu.
Piszę do Rossa, żeby po mnie przyjechał a później się przebieram w ulubioną za dużą bluzę.
Kiedy jesteśmy na miejscu, domyślam się, że nie mogę zawracać większej uwagi na Rossa.
Wchodząc do niewielkiego pokoju, zauważam, że przy biurku siedzi Fiona.
Jak ostatnio, nie witam się z nią. Siadam tylko na przeciwko niej.
- O.. Przyszłaś. Twój opiekun jest w szpitalu psychiatrycznym z specjalnym nadzorem na jego słabości..
Nie prościej powiedzieć, że jest w wariatkowie na odwyku... - myślę -.  - Zanim cię puszczę, chciałam ci powiedzieć że dzisiaj możesz iść na pierwsze szkolenie.
- Naprawdę?! Super dzięki Fiona.!
Wychodząc z pokoju, znów spotykam się i witam z Rossem.
- Muszę cię zmartwić -mówię poważnym tonem oraz z kamienna twarzą.
- O co chodzi ?- pyta lekko zaniepokojony.
- Eh.. Od dzisiaj masz kolejnego małolata na szkoleniu - mówię z uśmiechem.
- Kurczę! Kogo Fiona tym razem mi przepisała co ?!
- Mnie. Dzisiaj będzie pierwsza lekcja i...
Ross nie zwracając już uwagi na kogo kolwiek podnosi mnie w uścisku. Kręcimy się tak przez chwilę a ja się śmieje.
- Dobra ! Puść mnie wariacie!
Puszcza, choć nie chętnie.
Od razu po wyjściu z komendy, Ross wiezie mnie na sale ćwiczeń.
Na miejscu czuję że wali mi serce, jest cudnie !
Ross prowadzi mnie do sali ćwiczeń strzeleckich, gdzie policjanci ćwiczą strzelanie do celu z różnych odległości.
-  Więc... Kiedy mogę zacząć ?
-  Nawet teraz, wybiorę ci broń a ty ubierz gogle i słuchawki.
- Tak jest !!
Kiedy jestem już ubrana mogę podejść do wyznaczonego miejsca.
Ross podaje mi  Makarov Pistols. Pamiętam, że miał tę broń przy sobie po raz pierwszy, może to jego ulubiona...
Jest w miarę lekka jak na tego rodzaju broń a są takie które sprawują problem w trzymaniu ale są bardziej precyzyjne i dalej pada strzał...
Kiedy tylko wyskakuje papierowy manekin oddaje dwa strzały. Jeden,prosto w głowę a drugi w serce.
I tak za każdym razem pokazania się manekina. Oddaje strzały tak długo aż brakuje mi amunicji.
Odruchowo chwytam za okolice pasa w poszukiwaniu magazynku.
Po chwili zdaje sobie sprawę, że obok mnie prócz Rossa stoi jakaś dziewczyna i facet.
- Kto to?-pytam zdejmując słuchawki.
- Jedna z podopiecznych oraz mój szef.
- Miło mi pana poznać.
- Mi też. Powiedz uczyłaś się już kiedyś strzelania ?
- Tak... Strzelałem z ulubionej broni myśliwskiej ojca.
- Czemu z myśliwskiej ?- wtrąca się dziewczyna.
- Bo tylko taką pozwolili trzymać mu w domu choć i tak czekał na pozwolenie.
Postanawiam odłączyć się od rozmowy. Ross teraz rozmawia z swoim szefem. Chciał żebym z nią pogadała z tą dziewczyną ale w niej jest coś co mnie irytuje...
Idę odłożyć gogle i słuchawki.
Po paru minutach idę do holu kupić sobie picie, kiedy znów na nią natrafiam... Może mnie śledzi...
Po chwili zauważam, że podchodzi do niej trochę starszy facet. Jest łysy i ma mały tatuaż z tylu głowy z liczba 867. Mężczyzna ten podaje jej pieniądze w kopercie oraz nóż i fiolke z niebieską substancją. Podchodzę bliżej i nie mogę uwierzyć w to co słyszę, postanawiam spróbować nagrać ich rozmowę.
- Pamiętasz plan ?- mówi mężczyzna chrypliwym głosem.
- Za kogo mnie masz! Nie jestem nowicjuszem !
- Więc czemu to tak długo trwa ! Jak długo można zabijać jednego człowieka!
- Wiesz, że Whinston nie jest prostym celem... - mówią o szefie Rossa - Po za tym ciągle koło niego kręci się młody strażnik.. Jak on miał.. A Ross.
- To zabij ich obu.
- Ale koło tego całego Rossa kręci się jakaś małolata.
- No ale masz problem. Mówiłem zabij wszystkich i to szybko nie zostawiaj świadków a od właściwie od kiedy przejmujesz się jakąś małolatą ??!!
- Nie widziałeś jej... Jest jak na swój wiek genialnym strzelcem no i szybkim. Ma w sobie jakiś dziwny dar.. Wszystko wie od razu wystarczy, że na ciebie spojrzy...
- Ogarnij się!! Mam z ciebie zrezygnować bo wystraszyła cię dziewczyna... Rozczarowałaś mnie. Bardzo. - zabiera jej pieniądze- Sam będę musiał to załatwić.
Dziewczyną zaatakowała mężczyznę, który jednym zręcznym ruchem złamał jej kark. Teraz odchodzi. Idzie w moją stronę.

Rozdział II

Powrót na stare śmieci nigdy nie wydawał mi się tam bezsensowny.
Policjant z którym gadałam wczoraj jest super! Ma na imię Ross i ma jakieś 22 lata. Będzie mi pomagał w przeprowadzce, chyba jako jedyny.
Spoglądam na plan, który wczoraj dała mi Fiona. Chętnie bym go wywaliła, no ale mam być grzeczna, żeby móc chodzić na zajęcia dla młodych policjantów ( i spędzić troszkę czasu z Rossem).
Pierwszy punkt planu to: Stawić się w gabinecie lekarskim.
Super, więc czeka mnie nudne i długie czekanie na wypis.
Kiedy dochodzę do danego pokoju, drzwi są zamknięte a przy punkcie pielęgniarskim nikogo nie ma.
Siadam na wielkim fotelu w świetlicy i podłączam Mp3. Kiedy nagle słyszę głos:
- Czego słuchasz ?
- Ross, przestraszyłeś mnie.
- Ciebie?! Szczerze wątpię.- uśmiecha się pokazując urocze dołki.
Uśmiecham się tylko, w odpowiedzi na poprzednie pytanie podaje mu słuchawkę. Przez chwilę się waha.
-  Spokojnie. Przecież cię nie ugryzę.
- Wiem.- znów się uśmiecha biorąc słuchawkę -Czemu tutaj siedzisz ?
- Muszę czekać na kogoś kto da mi wypis.
- A okej, chcesz żeby poczekać z tobą.
- Jeśli chcesz - odruchowo się uśmiecham.
W pewnym momencie Ross łapie mój wzrok. Patrzę mu w oczy. Są dla mnie jak hipnoza bo nie mogę przestać się w nie patrzeć.
Jego oczy są koloru błękitnego nieba w piękny słoneczny dzień...
Odzyskuje świadomość gdy Ross jest bardzo blisko mnie, wręcz za blisko, chyba ma zamiar mnie pocałować, a ja najwyraźniej nie mam nic przeciwko.
-Panna Laura!
Piękny moment przerywa głos kobiety.
- To ja! - mówię do kobiety stojącej na przeciwko mnie. Zastanawiam się ile widziała. Uświadamiam jednak sobie, że nie wiele bo dopiero co przyszła. Szczerze nie wiem skąd to wiem.
Podchodząc do pielęgniarki, odruchowo odwracam się w stronę Rossa. Patrzy na mnie trochę smutny.
Co ja wyprawiam...przecież on jest ode mnie starszy o 5 lat, wiem że to nie dużo ale skoro jestem niepełnoletnia to może mieć przeze mnie kłopoty...
Kobieta otwiera pokój, gdzie lekarz podaje mi wypis. Obok niego stoi jedna z opiekunek domu dziecka, poznaje to po dowodzie przyczepionym do jej strasznego golfu...
Kiedy już mogę wyjść, opiekunka oznajmia,że moje rzeczy już zostały zabrane do samochodu.
Wychodząc ze szpitala, zauważam Rossa stojącego przy aucie. Ucieszyłam się wiedząc,że dotrzyma danego słowa, szkoda tylko, że prawie przez całą drogę się do mnie nie odzywał... Normalnie jak dziecko...
Kiedy już dojechałam na miejsce, kobieta zaniosła moją walizkę do środka a ja miałam się pożegnać z Rossem.
-  Do zobaczenia - mówię, dając mu buziaka w polik. To mu poprawia humor.
- Pewnie !! Widzimy się w sobotę. Przyjadę po ciebie.
Zanim zdarzy wejść do auta, chowam mu w kieszeń kawałek papieru z moim numerem telefonu.

Rozdział I

Znów obudził mnie chałas dobiegający zza domu. Kiedy zeszłam na dół, zastałam pianego ojca leżącego na podłodze ze śladami po igle na przedramieniu.
Po podłodze walały się plastikowe pudełka po narkotykach. Kiedy weszłam do kuchni, zrobiło mi się niedobrze od smrodu leżących tam ludzi. Przez chwile zastanawiam się czy nie powinnam sprawdzić, czy sa żywi. Uznaje jednak, że to mnie nie dotyczy.
Mam tego już dość. Postanawiam uciec. Tylko gdzie ? Po za tym jeśli nawet uda mi się uciec to ojciec wezwie na mnie policję.
Powinnam poprosić kogoś o pomoc, tylko że nie mam kogo. Wszyscy mnie unikają, przez ludzi którzy mnie wychowują. Gdybym wezwała policję mogliby i mnie zamknąć. Zresztą nie mam zamiaru iść do domu dziecka, przecież mam 17 lat. Powrót w tym wieku do domu dziecka nie miałoby sensu.
Muszę się odstresować i jakoś oderwać myśli. Biorę więc strzelbę ojca i ide postrzelać na pole, które jest oddalone od naszego domu o 8 kilometrów
Muszę się spakować, jednak podczas pakowania słyszę wycie policyjnych syren zza domu.Podbiegam do ojca lecz ten nie reaguje. Kiedy chce się wymknąć jest już za późno,policja wyważa drzwi. Policjanci zabierają wszystkich obecnych w mieszkaniu, wraz ze mną.
Jeden z policjantów podaje mi zastrzyk uspokajający prosto w ramię.
Budzę się w szpitalu. Przez dłuższy moment zastanawuam się co się stało. Po jakimś czasie przychodzi do mnie lekarz opowiadając całą zaistniałą sytuację z wczoraj.
Opowiada że ojciec został aresztowany, a ja natomiast gdy tylko poczuje się lepiej policja będzie chciała mnie przesłuchać.
- Mogę iść teraz. - oświadczam.
Lekarz tylko zgodnie kiwa głową. Prowadzi mnie przez korytarz, do małego pokoiku gdzie siedzi potężnie zbudowana kobieta.
- Siadaj- mówi tonem nie lubiącym odmowy.
Siadam posłusznie choć mam ochote ją wkurzyć, sama nie wiem czemu.
- Proszę przynieść dokumenty pacjentki- mówi do pielęgniarki stojącej obok.
Po paru minutach pielęgniarka wraca z moją chudą teczką. Przez moment zastanawiam się czemu jest tak chuda, w środku ma tylko że trzy może cztery kartki. Chociaż, z drugiej srony czego można się spodziewać po dziewczynie z domu dziecka. Nie pokazuje tego, ale nie mam ochoty tam wracać. Kobieta w ślimaczym tępie  przekłada moje karty.
- Kiedy mogę iść do domu?- pytam a ona ma taką minę jakby była zdziwiona i poirytowany tym ,że potrafię mówić.
- Nie długo - wzdycha- Myślę,że zdajesz sobie z tego sprawe, iż będziesz musiała wrócić do domu dziecka.
- Oczywiście - mówie z ironią.
Kobieta posyła mi ostrzegawcze spojrzenia, które lekceważe.
Kiedy wychodzę z pokoju, obok drzwi stoi policjant. Zaprowadza mnie do innego pomieszczenia pełnego ludzi.
- Witam, mam na imie Fiona i prowadzę twoją sprawę.
Nie odpowiadam tylko od razu siadam na swoje miejsce.
Kobieta patrzy na mnie jednak nie zwracam na nią uwagi.
- W porządku. Jutro zostaniesz umieszczona w domu dziecka, na razie proszę ciebię o współpracę.
Kobieta ma podkrążone oczy, trzęsą jej się ręce i jest niespokojna. Dziwi mnie, że wzieli kogoś takiego na przesłuchanie. Wygląda na słabą psychicznie. Z pewnością będzie śmiesznie- myślę-.
- Co pani chce wiedzieć.- przez moment patrze jej prosto w oczy.
- Przede wszystkim od jak dawna w twojej rodzinie jest alkoholizm.
- To nie jest moja rodzina i dobrze pani o tym wie.- mówię spokojnie.
- W przybranej rodzinie- poprawia się kobieta.
- Od zawsze. Chyba nawet przed tym jak u nich zamieszkałam.
Rozmawiam z nią tak jeszcze przez chwilę, kiedy zauważam, że policjant stojący obok mnie ma broń. 
- Piękna Mp 40- mówie z uśmiechem do policjanta.
- Tak. Jest fajna- odpowiada zmieszany.
- Ma pan jeszcze jakąś broń? - mówię wogóle nie zwracając uwagi na Fione.
- Przy sobie mam jeszcze Makarov Pistol i Uzi.
- Ale super. Nauczy mnie pan strzalać?
- Jeśli tylko Fiona się zgodzi.
Oboje wzracamy głowy do Fiony.
- Więc jak będzie?
- Ja się zgadzam, tylko, że musisz mieć pozwolenie od szeryfa.
- Szeryfa... A co to dziki zachód?
Policjant cicho się śmieje.
- Oczywiście, że nie.- mówi lekko uderzając policjanta-Jeśli będziesz grzeczna pozwole ci uczęszczać na zajęcia dla młodych policjantów.
Oczywiście nie mam zamiaru zostać policjantem, no ale teraz to jedyna rozrywka.
Po zakończonej rozmowie jeszcze chwile rozmawiam z policjantem, później idę się spakować.