niedziela, 23 listopada 2014

ROZDZIAŁ XII

W tym rozdziale przestawienie punkt widzenia Rossa!

                  ** ROSSA **
Kiedy już zepchnęli naszą karetkę, trafili mnie i Laure czymś w rodzaju środka nasennego. Nie zadziałał od razu więc uderzyli nas czymś twardym w głowę. Najpierw uderzyli Laure.
Boże jak się chciałem wyrwać! 
Chciałem ich zabić... Trzymało mnie dwóch "goryli". Wstrzyknęli coś Laurze a potem mi. Dalej już nic nie pamiętam. .. A teraz siedzę jak ten debil przywiązany do jakiegoś słupa nie mogąc się poruszyć!
Myśl, że tu jestem nie jest aż taka zła. . Zastępuje ją inną. . Poznałem Laurę na tyle by wiedzieć, że mnie szuka.
Nie może mnie znaleść bo ją od razu zabiją!  Cholera!
Sam się muszę wydostać i znaleść ją pierwszą zanim ona znajdzie mnie! Zabardzo mi na niej zależy.
Tylko za cholerę nie wiem jak się uwolnie. ..
Nawet nie wiem gdzie jestem. .
Jest za ciemno. .
Ale nie muszę nic widzieć.  Słyszę ich. Każdy ich krok i oddech.
Nie podchodzą do mnie. Nie są nawet w pobliżu.
To by mi mogło dać pewną przewagę. .
Nagle coś przebiega mi po nodze. Szczur! 
Mam pomysł! Przywiązany jestem grubą liną może szczur ją przegryzie. . Trzeba go tylko zachęcić.
Sięgam do kieszeni.. Nie jest to ani łatwe ani wygodne...
Jakimś cudem udaje mi się wyjąć kawałek ciastka.
- * cmokam na szczura*  Choć tu! Mam coś dla ciebie.
Szczur wyczuł ciastko.
- Tak mój mały kolego! 
Rany. . Gadam do szczura. .
Podszedł do lin. Położyłem na niej kawałek ciastka w taki sposób żeby nie spadło.
Szczur zaczął gryźć.
W ciągu jakiejś godziny uwolniłem lewą rękę. Póżniej szło już szybciej.
Po nie całych trzech godzinach uwolniłem się.
Wstałem.
Nie wiem gdzie mam iść. Nie widzę żadnego światła.
Słyszę kroki

wtorek, 4 listopada 2014

ROZDZIAŁ XI

Szepty...
Tylko szepty... To jedyne co pamiętam z wczoraj...
Ból z tyłu głowy... Jakby ktoś walnął mnie tam z całej siły... Może tak właśnie było..
Pamiętam rozmowę w obcym języku... Zrozumiałym tylko dla osób które wtedy rozmawiały.
Cóż.
Porwali mnie.
Gdzie ja jestem?
To miejsce wygląda trochę jak poligon.
Wydaje się być połączony z lasem. Powinno mi to pomóc, gdy będę szukać kryjówki.
Mam związane ręce. Bardzo mocno. Cholera za mocno.
Nie jest to nic fajnego jak łatwo się domyśleć. .. Zwłaszcza w tej sytuacji.
Muszę uciec...

Dobra wstaje!
O cholera! ... moje nogi...jak z waty.
Szybko póki nikogo nie ma w pobliżu.
Zaczynam chwiejnym krokiem.
Biegne.
O szlak! Ktoś idzie!
Chowam się za murem. Chyba mnie nie zauważyli.
Biegne dalej.
Słyszę alarm.
Musieli się zorientować, że mnie nie ma.
Cholera!
Widzę szczelinę w starej zniszczonej chacie zrobionej tylko z paru większych desek.
Idę do niej.
Narazie nikt mnie nie widzi.
- Jak mogła wam uciec? ! - Mówi ktoś niedaleko mnie- Szukajcie jej! .. Idioci!
Ktoś przechodzi obok mojej kryjówki.
Patrzy na mnie.
- Patrzcie no!
Ma dziwny akcent.
Stuka mnie bronią w ramię.
-Wyłaź ! Nie mam całego dnia!  Szybciej!
Wychodzę.
- Królewnie się nie podoba? - mówiąc to przybliża się do mnie- Nauczysz się szacunku! - Chce złapać mnie za biodra i przybliża swoją ochydną twarz do mojej.
Co to, to nie!
Wale go z całej siły z główki a potem kopie go kolanem w brzuch.
Jego głowa znów jest bliżej mojej.
Odgryzam mu ucho.
Facet wygląda na zaszokowanego.
Robi kilka kroków do tyłu.
Ktoś do nas biegnie. Dziwi mnie to, że nie ma broni. Tylko nóż.
Rzuca go w moją stronę. W trakcie lotu staje się z nim coś dziwnego. Wygląda na to, że się otworzył i wyszły z niego dodatkowe małe zęby.
" Leci"  bardzo szybko, cały czas widzę kręcącą się małą "turbinę"  ( nie wiem jak to można inaczej określić) .
Unikam go, ale gdy patrzę gdzie "nóż" uderzył, on zawraca.